„Z PRZYJEMNOŚCIĄ BĘDĘ WRACAŁ NA PODLESIE”
20 czerwca 2025Rafał Chrząszcz nie będzie w nowym sezonie pracował w Podlesiance. Trener przygotowania motorycznego – jak zapowiada – z przyjemnością będzie jednak wracał na Podlesie. – Wuszt na Sołtysiej jest na poziomie ekstraklasowym, dlatego z przyjemnością będę wracał. – mówi z uśmiechem Rafał Chrząszcz.
Po trzech sezonach owocnej współpracy opuszczasz zespół Podlesianki, dlatego to dobra pora na podsumowanie tego okresu. Jak można go ocenić?
– Wydaje mi się, że ten okres może być oceniany co najmniej z kilku perspektyw: subiektywnej, zespołu i sztabu oraz wyników sportowych.Jeśli chodzi o pierwszą perspektywę, wydaje mi się, że było to super doświadczenie i przygoda – przyszedłem ze sportu zawodowego do amatorskiego. Naszym zadaniem była stopniowa budowa pod podwaliny profesjonalizmu. Profesjonalizm ten jednak nie był „nadęty”. Chcieliśmy zachować fajną energię i radość z tego co robimy – a tą ciężką pracę ukierunkować tak, żeby nam się zwróciła i dawała efekty. Wydaje mi się, że wraz z całym sztabem zainspirowaliśmy zespół do tego, aby robić to na naszych zasadach i dało to bardzo dobre rezultaty, przy okazji dostarczając wiele radości kibicom w pierwszych dwóch sezonach.
W minionym sezonie w którym spadliśmy z Betclic III Ligi, było już jednak trochę mniej niż w latach ubiegłych.
– Tak, sezon w trzeciej lidze to już zderzenie z bardziej profesjonalną piłką. Ta profesjonalizacja stała się też dla nas problemem i barierą. Niektórych braków nie mogliśmy już tuszować zaangażowaniem, planowaniem obciążeń i próbą optymalizacji procesów bez odpowiedniego wsparcia techniczno-finansowego. Ostatecznie nie zajęliśmy miejsca dającego bezpośredni spadek, ale wiadomo, nie chcę kłócić się z rzeczywistością i faktami – poprzeczka była postawiona wyżej przez spadki z II ligi a my nie daliśmy rady jej przeskoczyć.
Zgaduję, że emocji przez te trzy minione lata nazbierało się u Ciebie całkiem sporo.
– Nazwałbym je słodko-gorzkimi. miałem kilka kapitalnych momentów oraz kilka takich, o których wolałbym zapomnieć. Taka mieszanka emocji, która jest typowa dla środowiska sportowego. Z perspektywy zespołu i sztabu odebrałem wiele wsparcia i czuję, że generalnie zarówno sztab jak i zawodnicy byli zadowoleni z mojej pracy i doceniali pomoc, którą starałem się oferować. Nie uniknąłem błędów po drodze. Na przestrzeni trzech lat na pewno były momenty w których mogłem zaplanować coś lepiej czy to w samym mikrocyklu podczas pracy z zespołem czy w odniesieniu do prewencji urazów i kontuzji. Tak jest w sporcie, gra błędów. Popełniają je zawodnicy i trenerzy, kto popełni ich najmniej ten zwiększa swoje szanse. Nie ma opcji, żebym pasował jako człowiek i trener wszystkim dziesiątkom zawodników, którzy przewinęli się przez klub w te trzy sezony ale myślę, że znakomita większość doceniała lub chociaż akceptowała moją pracę.
Ale patrząc na to mocno ogólnikowo, ze swojej pracy możesz być na pewno zadowolony.
– Z perspektywy wyniku sportowego myślę, że jednak jest to duży sukces – trzecie miejsce w pierwszym sezonie, awans w drugim i wiele ciekawych, zwycięskich starć z uznanymi firmami w piłkarskim świecie. Zrobiliśmy coś dużego – zachowując skalę i proporcje myślę, że nasze wyniki w ogólnym rozrachunku były trochę ponad możliwości klubu. Mam nadzieję, że kibice zapamiętają ten okres z sentymentem biorąc pod uwagę to, że ich ulubieńcy którzy stanowili o trzonie zespołu od okręgówki zrobili taki postęp piłkarski. Pokonaliśmy przecież takie zespoły jak Górnik Polkowice czy Górnik II Zabrze.
Wiem, że nigdy nie lubiłeś wyróżniać indywidualnie zawodników – ale patrząc przez pryzmat trzech lat myślę, że dzisiaj możesz już głośno powiedzieć, który z zawodników zrobił największe postępy motoryczne pod Twoim okiem, a który był największym tytanem pracy?
Tutaj też możemy spojrzeć z dwóch perspektyw. Jedna perspektywa to poziom prezentowanej fizyczności względem swoich naturalnych predyspozycji i talentu – które są w jakimś stopniu uwarunkowane genetycznie i możemy je podnosić tylko do pewnego „zapisanego w genach” poziomu. Czasami zawodnicy pracujący mniej – będą wyglądać lepiej fizycznie od innych, którzy tego „daru” nie mają. Ci drudzy zaś, muszą pracować ciężej aby utrzymać się na powierzchni. Jeśli zawodnik jest dobrze przygotowany od początku, a oprócz tego ma talent, to różnica w między poziomem bazowym a finalnym będzie niższa niż u zawodnika, który jest nieco zapuszczony, zagubiony czy po szeregach kontuzji ale ma ten talent, który trzeba mu pomóc wydobyć, odpowiednio kierując jego pracą. Największą fizyczną przemianę moim zdaniem przeszedł Novo czyli Bartek Nowotnik, od punktu wyjścia czyli pierwszego sezonu w IV lidze, do momentu w którym jest teraz a w szczególności do formy, w jakiej był w pierwszej rundzie to ta różnica była najbardziej zauważalna. Widać, że przyłożył się przez te trzy sezony. Bardziej doświadczeni, wiodący zawodnicy w naszym zespole, dbali o swoje ciała – przez co prezentowali stały wysoki poziom. Sebastian Kopeć przeszedł sporą „metamorfozę” w stosunku do występów w IV lidze. Przygotowanie fizyczne Kajtka Kunki pozwalało mu grać we względnym zdrowiu na bardzo wysokim poziomie. Nie chciałbym pominąć pozostałych, którzy również się przykładali do swojej roboty – każdy z obserwujących klub wie, że Przemek Żemła czy Maciek Stachoń dużo pracują nad fizycznością, która pomagała im na boiskach i jest ich wyróżnikiem. Nigdy też nie odpuszczali podczas ciężkich treningów.
A największy pracuś w zespole?
– Mateusz Wacławski. Dzięki tej pracowitości, mógł być stałym i pewnym punktem defensywy nie ustępując fizycznie starszym rywalom.
Rozdział Podlesianki zamyka się u ciebie definitywnie, czy zawodnicy – co prawda na mniejszą skalę niż dotychczas – będą cały czas mogli liczyć na twoje wsparcie?
Tak. Na sto procent nie będę uczestniczyć w treningach i meczach zespołu. Jednak nigdy nie odmawiam chętnym sportowcom, którzy chcą stać się lepsi.Zawodnicy Podlesianki będą mogli korzystać z dodatkowych treningów w naszym centrum a także liczyć na diagnostykę i leczenie w przypadku pojawiających się kontuzji. Nasz zespół będzie pomagać w miarę swoich możliwości. Można więc powiedzieć, że współpraca się nie kończy, tylko przenosi na nieco inną płaszczyznę.
To jak będziesz wspominał ten okres spędzony w Podlesiance? Ludzi, kibiców i całą otoczkę wokół Naszego Klubu?
– Jeśli chodzi o zawodników i sztab to jak w dobrej rodzinie, czasem dobre momenty, czasem kłótnie i zgrzyty ale ostatecznie każdy pracował na wspólne dobro.Kibice, otoczka medialna, kulisy pracy to na pewno wysoki poziom. Myślę że pod kątem kultury pracy, zainteresowania społecznego, mediów staliśmy się lokalnie obiektem zainteresowania i uznania. Postronni ludzie po prostu interesujący się sportem bardzo często oglądali filmiki, pytali się mnie o sytuację w klubie i sprawdzali wyniki – generalnie byli w miarę na bieżąco dzięki dostępowi do informacji i ciekawej aranżacji. Teraz po mojej decyzji też przychodzą i pytają skąd taka decyzja, jak to się stało, co dalej.
To zapytam również i ja – dlaczego taka decyzja o odejściu z Klubu?
To nic kontrowersyjnego. Niezależnie od naszej pozycji czy kwestii ewentualnego utrzymania w III Lidze, to decyzja zapadła na około półtorej miesiąca przed zakończeniem sezonu. Uważam, że mój (nasz) pomysł na pracę nieco się wyczerpał i potrzebne byłoby trochę świeżej krwi. Myślę, że nie wniósł bym już nic co mogłoby odmienić zespół, a praca tylko po to żeby przychodzić i „odbębniać” treningi mnie nie satysfakcjonuje. Byłoby to nieuczciwe i nieetyczne względem zawodników i klubu. Jeśli wyczerpała się moja energia i pomysł, to nie jestem w stanie rozwijać innych a kluby potrzebują ludzi w stu procentach oddanych misji.
Wracając jeszcze do tego kończącego się rozdziału w Podlesiance, to była fajna karta zapisana w historii klubu.
– Myślę że dla środowiska piłkarskiego, szczególnie tutaj lokalnie – stworzyliśmy pewnego rodzaju projekt który był podziwiany. Zdarza mi się trenować czy rehabilitować zawodników innych drużyn (np. Szombierek Bytom czy Ruchu Radzionków) i w prywatnych rozmowach zawsze wspierali dobrym słowem, byli też ciekawi co robimy na treningach. Ten podziw czasami też objawiał się w negatywny sposób tj. wiele drużyn czy środowisk chciało nam „dokopać” żeby udowodnić że nie robimy niczego niezwykłego. Mimo to, lokalnie nikt nie przechodził obojętnie – a to istotne. Na pewno będę to wspominać z dużą dawką różnych emocji, które nie zawsze były z gatunku tych pozytywnych, choć najczęściej było dobrze
Czyli zgaduje że pomimo twojej nieobecności w sztabie Podlesianki, w dalszym ciągu będziesz śledził poczynania klubu.
Jasne, że tak. Po pierwsze – nadal będę pomagał chłopakom w miarę moich możliwości. Po drugie – strasznie polubiłem mecze i klimat, a po trzecie – „Wuszt” na Sołtysiej jest na poziomie ekstraklasowym, dlatego z przyjemnością będę wracał.
W takim razie życzę wszystkiego dobrego, małego resetu od piłki i do zobaczenia na tym słynnym podleskim „wuszcie”!
– Do zobaczenia!